
Co warto zobaczyć na Malcie -relacja z podróży
Na Morzu Śródziemnym leży taka niewielka wyspa o niezwykłej, bardzo długiej historii, przejrzystej słonej wodzie i przepięknych widokach, a my mieliśmy szczęście odwiedzić ją po raz pierwszy w tym roku. To, co udało nam się zobaczyć opisałam. To jest moja opowieść o Malcie.
Część pierwsza - miasta Malty
Kalkara - spokój z widokiem

Na wschodnim wybrzeżu wyspy znajduje się Kalkara. Spokojna miejscowość z niewielką mariną, kościołem i wspaniałym widokiem na stolicę Malty Vallettę. Próżno tu szukać hoteli i szeregu restauracji - tu mieszkają lokalsi. Można ich spotkać za dnia w sklepie spożywczym zaopatrywanym przez miejscową piekarnię w pyszne, ciemne pieczywo. Po zmroku warto zasiąść w miejscowym barze na kufel lokalnego piwa Cisk lub na ławeczce niewielkiej promenady, przy samej marinie. Miejsce to upodobali sobie również maltańscy seniorzy, którzy każdego wieczoru zbierają się na ulicy i wyposażeni we własne składane krzesełka debatują do późnej nocy o najważniejszych sprawach sąsiedzkich. Pejzaż tej okolicy zdominowały wysokie na kilkadziesiąt metrów mury obronne z piaskowca, powiewające w oddali flagi oraz przycumowane łódki i żaglówki. Gdy w innych częściach wyspy w najlepsze trwają dyskoteki, na których bawią się setki, a może i tysiące turystów, tu o północy po wodzie rozchodzi się jedynie cichy chlupot fal i dźwięk uderzających o maszty lin. Zatoka śpi.

Ocena szwendacza: wspaniałe miejsce dla tych z Was, którzy po całym dniu wrażeń chcą wypocząć w cichej okolicy i nie przepadają za tłumami; chętnie za to będą podpatrywać lokalną ludność, ich zwyczaje i wsłuchiwać się w oryginalne brzmienie języka maltańskiego. Nie polecane dla osób, które popularne atrakcje lubią mieć w zasięgu kilkuminutowego spaceru.
Valletta - stolica z listy UNESCO

Dopływamy do Valletty kilkuosobową łódką z Cospicua, która wraz z Birgu i Senglea tworzy tzw. Three Cities. Wysiadamy na nabrzeżu i kierujemy się prosto do nowoczesnej windy, którą w kilka sekund dostajemy się do Upper Barrakka Gardens - publicznego ogrodu zbudowanego nad Bastionem św. Piotra i Pawła już w 1661 roku. Takie ogrody to nieliczne oazy zieleni na mapie ściśle zabudowanego wielopoziomowo miasta. Rozpościera się z nich widok na port, z którego właśnie przypłynęliśmy, Kalkarę i latarnię morską, za którą widać już tylko otwarte morze.

Stąd kierujemy się na główne ulice miasta. Kolorystyczną monotonię piaskowca przełamują tu szyldy restauracji i hoteli, porozwieszane między wysokimi kamienicami dekoracyjne festony oraz drewniane wykusze. Te ostatnie są tak charakterystyczne dla architektury wyspy, że stały się nawet częstym motywem pamiątkowych płaskorzeźb i magnesów na lodówkę.

Zwiedzanie Valletty jest przyjemne mimo panującego upału. Wydaje się bowiem, że architekci prześcigali się w dekorowaniu fasad budynków najznamienitszymi detalami i rzeźbami. Skupiamy się na wychwytywaniu tych najpiękniejszych nie chcąc żadnego przegapić, nie myślimy o tym, jak bardzo jest gorąco.


Ta zabytkowa część miasta jest na tyle niewielka, że większość uliczek wieńczy widok błękitnego morza. Jeśli Wam się poszczęści, to na końcu jednej z nich znajdziecie zejście na małą kamienistą plażę, na której wypoczywa garstka mieszkańców. Wyciągnijcie wtedy z torby kąpielówki i zażyjcie ochłody w słonej wodzie zatoki. Odpocznijcie.

Jak w większości turystycznych miejscowości i tutaj nie ma problemu ze znalezieniem otwartej restauracji nawet w porze tradycyjnej sjesty. Kuchnia włoska, grecka, wegetariańska... I choć wybór jest spory, to większość barów otwiera się dopiero po zmroku. To wtedy Valletta się przeobraża.


Na ulice wychodzą tłumy w każdym wieku i wielu narodowości. Grupy przyjaciół i pary łakną wolnego stolika w przytulnej knajpce przy dźwiękach wykonywanej na żywo muzyki. Wiele z tych lokali znajduje się w bocznych przecznicach, więc poszczególne miejsca ustawione są na kolejnych stopniach prowadzących w kierunku nabrzeża schodów. Jeden swoją siedzibę ma na drewnianej kładce, inny wyświetla filmy na rzutniku, a za kinowe fotele służą jedynie poduszki. Chciałoby się zostać do rana, uczestniczyć w tym festiwalu beztroskich wakacji, ale ostatni prom do Three Cities odpływa o północy - musimy się zbierać. Może następnym razem zostaniemy dłużej. Bo będzie następny raz, musi być.


Ocena szwendacza: godne polecenia zarówno turystom doceniającym piękno architektury, historii oraz portowych pejzaży, jak i tym, dla których kwintesencję wakacyjnego wypoczynku stanowią wielogodzinne rozmowy w kawiarnianych ogródkach przy butelce miejscowego wina i włoskiej pasty.
Mdina - dawna stolica Malty "Ciche miasto"
Około 700 r. p.n.e. na jednym z najwyższych wzniesień wyspy, najbardziej oddalonym od morza, warowną osadę założyli Fenicjanie. Tak powstało Maleth, na terenie którego znaleziono ślady bytności ludzi sprzed 4 tys. lat. Współczesny kształt miasta, które kilkukrotnie zmieniało nazwę, wielkość i rolę zawdzięczamy przybyłym tu w 870 roku Saracenom lub próbującym się przed nimi obronić Bizantyjczykom (historycy nie są co do tego zgodni). Niegdyś stolica wyspy, dziś zamieszkana przez niecałe 300 osób Mdina, wyłączona jest z ruchu samochodowego (z wyjątkiem pojazdów należących do niewielkiej społeczności mieszkańców, dostawców i służb) i nazywana “Cichym miastem”.

Zwiedzanie rozpoczynamy od wejścia przez reprezentacyjną, barokową bramę z 1724 roku, która znajduje się na końcu umieszczonego nad suchą fosą kamiennego mostu. Grube obronne mury, które były świadkami zarówno czasów wojen, jak i pokoju skrywają w swej głębi labirynt brukowanych, wąskich uliczek. Mało tu roślinności - jedynie kilka kwitnących intensywnymi kolorami krzewów. Do każdego z nich ustawia się kolejka; wyrosły nie zdając sobie sprawy, że zostaną instagramowymi celebrytami i nieco onieśmielone tym faktem wczepiły się mocno w fasady średniowiecznych budynków, jakby chciały się upewnić, że tutaj pozostaną.


Choć uliczki są ciche i nierzadko puste, to podczas spaceru wciąż towarzyszy nam wiatr. To ponoć zasługa inżynieryjnej myśli Arabów. Tak czy inaczej, jest zbawienny dla turystów i mieszkańców tej niewielkiej miejscowości - od początku jej długiego istnienia. Mijamy kolejną przecznicę, skręcamy w następną drogę - a może już tędy szliśmy? Wszystkie uliczki są tożsame: surowe kamienice z wszechobecnego piaskowca ozdobione barokowymi detalami architektonicznymi, kolorowe, niewielkie, acz solidne drewniane drzwi z metalowymi kołatkami o wymyślnych kształtach i zwisające tu i ówdzie zabytkowe latarnie.

Świadomie błądzimy chłonąc klimat minionych wieków, które wydają się nie blaknąć w tym miejscu. Całe miasto wygląda jak jeden, niesamowity plan filmowy. Nic dziwnego, że kręcono tu “Grę o tron” i “Agorę”. Niewiele jest miejsc tak nieskażonych upływającym czasem, który w Mdinie swą obecność zaznacza jedynie zmieniającym swoje położenie cieniem wysokich murów.


Ocena szwendacza: szczególnie polecane dla miłośników historii, “Gry o tron” i fotogenicznych miejscówek. Doskonałe na kilka godzin zwiedzania nawet w upalny dzień. Obok Valletty absolutny must see.
Marsaskala i Marsaxlokk - rybackie miejscowości na południu wyspy

Marsaskala i Marsaxlokk to miejscowości położone nieopodal siebie. Obie wywodzą się z rybackich wiosek, które pełne były tradycyjnych żółto-niebieskich łódek o nazwie luzzu, przyozdobionych, chroniącymi przed złymi duchami, oczami Ozyrysa. Wciąż można je tu spotkać - przycumowane w portach lub wożące turystów.


Marsaskala jest większa. To miasto, w którym na stałe mieszka około 13 tys. ludzi. Jest tu kościół, kilkupiętrowa zabudowa, rozległa marina i rozlokowane wokół niej kawiarnie. Marsaxlokk pozostało wsią. Przyciąga ona jednak rzesze turystów - głównie w niedzielę, gdy odbywa się tu tradycyjny, cotygodniowy targ rybny. Na co dzień jego miejsce zajmują niewielkie kramy z pamiątkami. Jednak w roku światowej epidemii koronawirusa przyjezdnych jest znacznie mniej niż zwykle - narzeka starsza Pani, która przez telefon komórkowy organizuje nam rejs łódką. Umawiamy się na ostatni kurs - chcemy zobaczyć jeszcze Fort San Lucian i zjeść obiad. W tej małej osadzie, tuż przy marinie znajduje się kilka barów i restauracji - słyną one ze świeżych ryb i owoców morza dostarczanych przez miejscowych rybaków. Zjadamy talerz małży w czarnych muszelkach, kawałków fioletowych ośmiornic oraz ogromnych krewetek, do których obrania używamy rąk i youtuba. Wszystko popijamy szotem whiskey, oczywiście z lodem i udajemy się do przystani na umówioną wcześniej godzinę. Stamtąd popłyniemy wzdłuż brzegu obok latarni morskiej i solnych panwi, aż do jednej z najbardziej znanych naturalnych atrakcji Malty, kamienistej plaży St. Peter’s Pool. Będziemy tam aż do zachodu słońca.

Ocena szwendacza: dla osób lubiących rybackie klimaty i wolno płynący czas. Warto odwiedzić (szczególnie Marsaxlokk), jeśli wybieracie się również poskakać ze skał w St. Peter’s Pool. W przypadku krótszego pobytu na Malcie można odpuścić.
Sliema - centrum turystycznego życia
Poszukując miejsca, w którym bije komercyjne serce wyspy należy udać się do miejscowości Sliema. Tu znajduje się największe centrum handlowe, cluby, dyskoteki, dziesiątki restauracji, barów i kawiarni. Stąd odpływają liczne promy i katamarany wycieczkowe. Miejsce tętni życiem za dnia, gdy setki turystów wyruszają na dzień pełen wrażeń na wyspie Comino oraz w nocy, kiedy po dniu spędzonym na jednej z plaż, raczą się specjałami maltańskiej kuchni i kolorowymi drinkami w rytm wakacyjnych hitów. Mimo widocznej nowoczesnej zabudowy, która tak bardzo kontrastuje z architekturą Valletty oraz Mdiny, nie sposób zapomnieć o rodowodzie miasta. Przypominają o nim zachowane w głębi ulic starsze budynki, forty, czy wycięte w skałach przybrzeżnej plaży niewielkie baseny z czasów wiktoriańskich. Niegdyś zadaszone brezentem chroniącym przed wścibskimi gapiami kąpiące się w nich kobiety, dziś wyposażone w drabinki wciąż służą łaknącym ochłody mieszkańcom i turystom. Jest ich tu jednak ledwie garstka. Kamienne podłoże plaży uniemożliwia wbicie parasoli, a słońce operuje na Malcie z całą mocą. Od morza wieje orzeźwiająca bryza, tym bardziej nie trudno o poparzenia skóry. Nieco więcej plażowiczów rozkłada się w głębi zatok Exiles Bay i Balluta Bay.

Dojdziemy do nich szeroką promenadą, która ciągnie się wzdłuż wybrzeża przez ponad 6 km. Ulokowanych jest na niej kilka kawiarni, rabaty z kwiatami i szereg ławek, na których można przysiąść, odpocząć i nacieszyć oczy widokiem błękitu morza i nieba.


Ocena szwendacza: samo miasto zdecydowanie dla typów imprezowych, promenada i skalista plaża dla lubiących piesze szwendaczki. Jeśli będziecie wybierać się na wyspę Comino, aby popływać w Blue Lagoon, to zapewne i tak tu traficie - wygospodarujcie sobie wtedy wolną godzinkę lub dwie na spacer - styknie.
Podsumowanie
Maltańskie miasta mimo wielu wspólnych elementów są bardzo zróżnicowane. Valletta, wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nic więc dziwnego, że szczęka sama opada na widok jej kościołów, kamienic i pałaców, a z ust co raz wyrywa się przeciągłe “wow”. Mdina czaruje klimatem wąskich uliczek, na których czas zatrzymał się wieki temu, a Marsaxlokk urzeka kolorami łódek z lekka falujących na wodzie niewielkiej mariny. Każde z nich oferuje wiele i gwarantuje inne doznania, trudno więc ograniczyć się do polecenia jednego. Pewne jest natomiast to, że warto przylecieć na Maltę i doświadczyć wszystkich atrakcji niezależnie od naszych osobistych upodobań.
Pozostałe wpisy: