Czarnohora - podstawowe informacje
Czarnohora to najwyższe pasmo ukraińskie, będące zarazem najwyższą częścią całych Beskidów. Główny grzbiet liczy ok. 40 km i ciągnie się z południowego-wschodu na północny-zachód. Tworzy go 6 szczytów przekraczających ponad 2 tys. metrów wysokości: Hoverla (2061 m) - najwyższy szczyt Ukrainy, Berbeskuł (2037 m), Pop Iwan (2022 m), Pietros (2020 m), Gutin Tomnatyk (2016 m) oraz Rebra (2001 m). Czarnohora została ukształtowana przez lodowce. W jej rzeźbie widoczne są charakterystyczne kotły polodowcowe z jeziorkami na dnie m.in. Jezioro Nieznane. W okresie międzywojennym, głównym grzbietem Czarnohory biegła granica polsko-czechosłowacka.
Czarnohora - praktyczne wskazówki
Jak dojechać w Czarnohorę?
Dojazd w ukraińskie góry nie należy do najłatwiejszych i najszybszych, ale na pewno dostarcza wielu nieplanowanych przygód. Wystartowaliśmy z Krakowa, a naszym podstawowym środkiem transportu był autokar należący do jednego z wielu ukraińskich przewoźników działających na polskim rynku. Dojechaliśmy nim do Iwano-Frankiwska leżącego na przedgórzu Karpat, podróż trwała prawie 11 godz. (17:30 - 5:10) - jej czas w dużej mierze uzależniony jest od korku na przejściu granicznym. W 2017 roku bilet kosztował 80 zł. Co ciekawe, autokar ten nie zatrzymywał się na głównym dworcu w Iwano-Frankiwsku, a na obrzeżu miasta, więc trzeba było dostać się na nogach do centrum po ciemku. Następnie za pomocą marszrutki (miniautobus - jest to najpopularniejszy publiczny środek transportu) dojechaliśmy do Wierchowiny - droga trwała 3,5 godz., cena: 82 UAH (ok. 11 zł). Ostatni etap podróży, to zaledwie 31-kilometrowy dojazd do Szybeny (Szybene) również marszrutką. Nie ma tam asfaltu, dlatego trwało to prawie 2 godziny (cena: 35 UAH/ ok. 4,7 zł).
UWAGA: w Szybene znajduje się posterunek wojskowy. Niedaleko przebiega granica ukraińsko-rumuńska i żeby przebywać w tej strefie trzeba mieć specjalne pozwolenie (podobno). My jednak po pokazaniu paszportów, bez większych przeszkód przeszliśmy przez szlaban i skręciliśmy w prawo, na ścieżkę prowadzącą na szczyt Pop Iwan przez połoninę Wesnarkę. Tego dnia udało nam się podejść na nieco ponad 1500 m. Rozbiliśmy obóz nad jeziorem Mariczejka, które było jeszcze częściowo zamarznięte (był początek maja).
Czarnohora trekking z ciężkim plecakiem
Następnego dnia zdobywamy szczyt Pop Iwan (2028 m), na którym znajdują się ruiny dawnego polskiego obserwatorium astronomicznego (nazywano je Biały Słoń). Od kilku lat trwają prace “konserwacyjne” mające na celu odbudowanie obiektu. Ma się tam znajdować obserwatorium i schronisko.
Szlak biegnący głównym grzbietem Czarnohory w większości nie wiedzie granią (pomimo, że na mapie tak, to wygląda). Jest on dość dobrze oznakowany i przy odpowiedniej pogodzie nie ma opcji zabłądzenia. Większość szczytów się trawersuje, co jest dużym ułatwieniem dla osób wędrujących z ciężkimi plecakami. Tego dnia m.in. przetrawersowaliśmy Berbenieską (2036 m), weszliśmy na Munczel (1998 m) i na Tomnatyka (2016 m), którego atakowaliśmy na lekko z Szerokiego Pola (1981 m). W kotle polodowcowym między Tomnatykiem, a Szerokim Polem znajduje się malownicze Jezioro Berbenieskie. Da się do niego zejść, jednak trzeba później liczyć się z ostrym podejściem na grań. Na koniec dnia uskuteczniliśmy trawers Rebra (2001 m) i doszliśmy do przełęczy Turkulskiej. Z niej zeszliśmy nad Jezioro Niesamowite, gdzie rozbiliśmy obóz. Znajduje się tam źródło oraz jest sporo miejsca na namioty. Oprócz nas, nad jeziorkiem rozbiło się jeszcze kilka osób.
Wejście na Howerlę - najwyższy szczyt Ukrainy
Kolejny dzień rozpoczynamy od wejścia na Turkuł (1933 m), trawers Dancesz (1848 m) i Pożyżewskiej (1822 m) i wspin na Małą Howerlę (Breskuł, 1912 m). Z Małej Howerli schodzimy na przełęcz 1832 m i czeka nas ostre, ponad 200-metrowe podejście na najwyższy szczyt Ukrainy Howerlę (2061 m). Wejście na szczyt nie stanowi żadnego problemu, nie ma tam jakichś trudności. Wystarczy dobra kondycja. Szczyt nie należy do najładniejszych. Zawsze jest tam sporo turystów, którzy wchodzą na niego z Zaroślaka. Gdy byliśmy na szczycie doszło do załamania pogody, zaczęło mocno wiać i padać. Ewakuowaliśmy się do małego schronu u podstaw Howerli. Po przeczekaniu opadu ruszyliśmy w stronę Pietrosa (2020 m) znacznie oddalonego od głównej grani Czarnohory. Pogoda jednak znów dała o sobie znać, dlatego zatrzymaliśmy się w schronie na przełęczy Peremyczka. Dokładnie był to Ośrodek Rekreacyjno- Informacyjny KBZ. Budynek przypominał drewniane schronisko, jednak nie było w nim nikogo. Ośrodek był pozostawiony do dyspozycji turystów, na górze znajduje się kilkanaście drewnianych prycz. Zatrzymaliśmy się tam na noc.
Wieś Kwasy (jedzenie i nocleg) oraz pasmo Świdowiec
Przez pierwsze trzy dni pogoda nam dopisywał, jednak cały kolejny dzień musieliśmy przesiedzieć w KBZ. Po dwóch nocach w Ośrodku i pogodzie nie ulegającej poprawie, stwierdziliśmy, że ciśniemy w dół do wsi Kwasy. Schodziliśmy przez przełęcz Kakaradza (1575 m) trawersując Pietrosa. W Kwasach (500 m) udaliśmy się na obiad do restauracji Dubok. Posililiśmy się zupą solanką za 35 UAH (ok. 4,7 zł) i pierogami pielmieni za tyle samo. Chcieliśmy dalej kontynuować naszą wędrówkę przez sąsiednie pasmo Świdowca, dlatego rozbiliśmy się trochę za Kwasami nad potokiem Wielki Trostianiec.
Świdowiec to nieduże pasmo prawie w całości pokryte połoninami. Uwielbiają je miłośnicy off-road’u, przez co jest dość mocno rozjechane. Najwyższym szczytem Świdowca jest Bliźnica (1883 m), która była naszym celem. Z Kwasów mieliśmy ok. 1100 m podejścia. Wędrowaliśmy szlakiem żółtym przez Połoninę Braiwka, na której znajduje się wiele podniszczonych budynków gospodarczych. Niestety wyczerpaliśmy limit dobrej pogody i znowu zaczęło padać. Dwie osoby zawróciły do Kwasów, a trzy poszły dalej, na lekko, zostawiając plecaki w krzakach na początku Połoniny Strymczeskiej. Bliźnicę zdobyliśmy przy zerowej widoczności, w porywistym wietrze i siąpiącym deszczu. Na noc wróciliśmy do Kwasów do restauracji Dubok, która jest również pensjonatem, cena noclegu to 120 UAH (ok. 16 zł) za osobę. Oferuje przyzwoite pokoje 2-3 osobowe z łazienką na korytarzu.
Kolejne dwa dni, to jednodniowe wypady na lekko. Najpierw w Świdowiec, drogą do wsi Biłyn i stamtąd na połoniny Zwyrenko, Pohary, Stajki i Terszenka (1076-1091 m) oraz szczyt Skoruszenka (1066). Podczas zejścia do Kwasów zaatakował nas byk! Było dość niebezpiecznie, ale sytuacja została szybko opanowana. Następnego dnia udaliśmy się w Czarnohorę. Również ze wsi Biłyn wdrapaliśmy się na grań Sztewiora składającą się z trzech wzniesień (1217 m, 1242 m, 1240 m). Po drodze zatrzymaliśmy się w jednej z bacówek, gdzie objedliśmy się świeżutkim owczym serem. Zahaczyliśmy o Monastyr Świętego Pantelejmona leżący na połoninie Prełuka Pohar. Zeszliśmy do Roztoki, później spacerem doszliśmy do Rachowa, z którego elektriczką (pociąg osobowy) dojechaliśmy do Kwasów.
Pociągi na Ukrainie - powrót
Tego samego dnia mieliśmy pociąg powrotny do Lwowa. Z Kwasów wyjeżdzał o 1 w nocy, a na miejscu był o 8:30. Bilet kosztował 65 UAH (ok. 9 zł). Co ciekawe, był to pociąg z kuszetkami (ponoć wszystkie dalekobieżne pociągi na Ukrainie mają kuszetki). Kupując bilet, mogłeś zdecydować, czy ma to być opcja standard, czy de lux. Opcja najtańsza, to tylko koc, natomiast najdroższa, to pościel i poranna herbata w szklance w koszyczku. Mi cała ta podróż przypominała nieco Kolej Transsyberyjską. We Lwowie spędziliśmy kilka godzin, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną do Polski (również autokarem bezpośrednio do Krakowa).
Pozostałe wpisy z Ukrainy (linki):
- Gorgany – najdziksze góry Europy, cz. 1
- Gorgany – najdziksze góry Europy, cz. 2
- Huculszczyzna, czyli największy skansen Europy