Capatanii to mało znana grupa górska leżąca w Rumunii wchodząca w skład Karpat Południowych. W Internecie nie ma zbyt wielu informacji na temat tego pasma. Tak na dobrą sprawę, to nawet nie wiadomo jak się ono dokładnie nazywa, bowiem można natknąć się na określenia rumuńskie tj.: Munții Căpățânii, Căpățînii, Căpățîna, jak i polskie: Capatinii, Kapacyny, Kapacyni, a także Góry Głowiaste. Masyw ten posiada kilka grzbietów, spośród których na szczególną uwagę zasługuje grzbiet główny oraz grań Buila-Vânturariţa. Naszą przygodę z Capatanii zaczęliśmy w mieście Brezoi, do którego zeszliśmy z gór Cozia. Miejscowość ta usytuowana jest w dolinie Aluty stanowiącej granicę pomiędzy górami Cozia, a Capatanii. Pasmo eksplorowaliśmy ze wschodu na zachód, dlatego w pierwszej kolejności zaliczyliśmy grań Buila-Vânturariţa, a następnie grzbiet główny.
Fragment grani Buila-Vânturariţa.
Ścieżka biegnąca grzbietem głównym.
Park Narodowy Buila-Vânturariţa
Początkowo planowaliśmy wystartować bezpośrednio z Bregozi, ale będąc już na miejscu nieco zmodyfikowaliśmy ten pomysł. Nie chciało nam się iść kilkunastu kilometrów po asfaltowej drodze, więc złapaliśmy autostopa, który podrzucił nas w głąb doliny Lotru (na zachód od miasta). Grzbiet Buila-Vânturariţa leży w południowo-wschodniej części Capatanii. Dojście do niego jest proste, ale długie i męczące. Jak nietrudno się domyślić, jego najwyższymi szczytami są: Buila (1849 m n.p.m.) oraz Vânturariţa (1866 m n.p.m.). Grań zbudowana jest ze skał wapiennych, dzięki czemu występują tam liczne formy krasowe. W 2004 roku utworzono Park Narodowy Buila-Vânturariţa, który swoim zasięgiem objął prawie cały grzbiet. Do jego największych atrakcji należą: fantastyczne formacje skalne, malowniczy kanion rzeki Cheia, a także kilka jaskiń m.in. „Jaskinia z Jeziorkiem”. Wstęp do parku jest płatny, bilet kosztuje niespełna 10 lei (ok. 10 zł).
W drodze na grań Buila-Vânturariţa trafiliśmy na stary schron. Sceneria ta od razu skojarzyła się nam z filmem Wszystko za życie (Into the wild).
Stado owiec gaszące pragnienie.
Przechodząc obok owiec/kóz warto zachować szczególną ostrożność, gdyż psy pasterskie w Capatanii nie są przyzwyczajone do turystów i mogą być agresywne.
Wapienną granią poprowadzono piękny, aczkolwiek dość trudny szlak. Jest on kiepsko oznakowany, dlatego w niektórych momentach trzeba nielicho się natrudzić, żeby znaleźć właściwą trasę. Infrastruktura turystyczna w Parku Buila-Vânturariţa jest na dużo wyższym poziomie niż w pozostałych częściach gór Capatanii. Nie oznacza to jednak, że jest rewelacyjna. Mieliśmy spore kłopoty m.in. z dotarciem do schroniska Cheia (cabana Cheia). Wynikało to przede wszystkim z faktu, że ścieżka do niego prowadząca była bardzo "oszczędnie" oznakowana. Dodatkowo, nie ma żadnej aktualnej mapy Capatanii. Co prawda, istnieją jakieś stare opracowania z czasów radzieckich, lecz ich dokładność pozostawia wiele do życzenia, zwłaszcza jeśli chodzi o bieżące rozmieszczenie źródeł. W okolicach cabany Cheia jest zazwyczaj nieco więcej turystów, ponieważ można do niej dojechać samochodem terenowym po szutrowej drodze.
Zbliżamy się do cabany Cheia.
Schronisko oraz Park Narodowy Buila-Vânturariţa znajdują się po drugiej stornie tunelu.
Klimatycznie położona cabana Cheia. W schronisku poznaliśmy rumuńskiego przewodnika Dana, który akurat przebywał tam z grupą studentów.
Na samym początku gospodarze ugościli nas pyszną zupą warzywną, chlebem z boczkiem, oliwkami oraz palinką, czyli tradycyjną rumuńską wódką/bimbrem.
Następnie Dan zabrał nas na krótką wycieczkę po okolicy pokazując m.in. kanion rzeki Cheia oraz ...
... "Jaskinię z Jeziorkiem". Ze względów bezpieczeństwa lepiej do niej nie wchodzić samemu, tym bardziej, że ciężko ją zlokalizować.
Kolejnego dnia rano ruszyliśmy w wyższe partie gór. Naszym celem było przejście całego grzbietu i powrót do schroniska.
Granią biegnie piękny, aczkolwiek dość trudny szlak. W niektórych momentach jest on bardzo stromy i prowadzi bezpośrednio przez skały.
Grzbiet Buila-Vanturarita jest zbudowany ze wapieni, dlatego występuje tam wspaniały kras.
Dzięki malowniczym formacją skalnym, grzbiet przypomina Wyżynę Krakowsko-Częstochowską.
Szczyt Vanturarita zdobyty. Niestety nadciąga burza, więc ewakuujemy się poniżej grani.
Widok z Vanturarity na Builę.
Po intensywnej ulewie znów wyszło słońce. Naszą przygodę kończymy na przełęczy Curmatura Builei, na której znajduje się schron oraz bacówka.
W drodze powrotnej do schroniska minęliśmy dwóch popów.
Prawdopodobnie zmierzali do jednego z monastyrów usytuowanych na terenie Parku Narodowego Buila-Vanturaria.
Ostatnie spojrzenie na Builę z polany Frumoasă.
Trekking głównym grzbietem Capatanii
Po kilku sielankowych dniach spędzonych w Parku Narodowym Buila-Vânturariţa nadeszła pora pożegnać się z tym miejscem. Z cabany Cheia ruszyliśmy niebieskim szlakiem na przełęcz Saua Zmeuret położoną w głównym grzbiecie gór Capatanii. Główny grzbiet ciągnie się z zachodu na wschód od przełęczy Curmătura Olteţului, aż po dolinę Aluty, czyli mniej więcej ma ok. 50 km długości. Jest on łagodny i do tego trawiasty. W przeszłości porastał go bujny las, jednak z dziewiczej puszczy niewiele zostało. Najwyższe partie gór doszczętnie wykarczowano, przekształcając je w jedno wielkie pastwisko. W obrębie głównej grani znajduje się osiem 2-tysięczników, z czego cztery z nich przekraczają wysokość 2100 m. Należą do nich: La Nedei (2108 m n.p.m.), Beleoaia (2109 m n.p.m.), Ursu (2124 m n.p.m.) i Nedeia (2130 m n.p.m.) będąca zarazem najwyższym szczytem całego pasma. Pomimo imponującej wysokości, wierzchołki te mają kopulaste kształty, przez co są do siebie bardzo podobne.
Męczące podejście na przełęcz Saua Zmeuret.
Tak prezentuje się grań Buila-Vanturarita z przełęczy Saua Zmeuret.
Najwyższe partie grzbietu głównego są całkowicie wykarczowane. W miejscu tym idealnie widać górną granicę lasu.
Brak roślinności sprawia, że przypomina on jedno wielkie pastwisko. Capatanii nazywane bywają Górami Głowiastymi, prawdopodobnie ze względu na kopulaste kształty szczytów.
Granią biegnie szutrowa droga, która pokrywa się ze szlakiem czerwonym.
Grzbiet główny jest ochoczo wykorzystywany przez miejscowych m.in. do wypasu owiec.
Najwyższa pora rozbić obozowisko. Wprawdzie, nie jest to wymarzona miejscówka, ale na tej wysokości (ok. 1800 m) nie ma co wybrzydzać.
Bezkres rumuńskich gór.
Koniec dnia nad Capatanii. W nocy rozpętała się straszna burza, ale na szczęście obyło się bez dodatkowych przygód.
Główny grzbiet w porównaniu do grani Buila-Vânturariţa jest mało urozmaicony, dlatego nie cieszy się zbyt dużą popularnością. Co więcej, jego zagospodarowanie turystyczne także pozostawia wiele do życzenia. Wprawdzie wytyczono tam kilka szlaków m.in. czerwony, który pokrywa się z szutrową drogą biegnącą granią, ale i tak jest to tylko kropla w morzu potrzeb. Oczywiście, taki stan rzeczy ma również swoje pozytywy. Mianowicie, w masywie tym nie uświadczy się tłumów turystów. W czasie naszej wędrówki spotkaliśmy raptem dwóch Czechów! Sytuacja wygląda zgoła inaczej, jeśli chodzi o miejscowych. Lokalsi ochoczo wykorzystują ów pasmo na różne sposoby m.in. wypasają tam owce i kozy, zbierają jagody oraz wycinają pozostałości lasów. Przygodę w Capatanii zakończyliśmy na przełęczy Curmătura Olteţului, która rozdziela masyw od Parangu. Sporo osób błędnie uważa, że granica ta przebiega przez przełęcz Urdele, ale jest to nieprawda, bowiem pasmo to ciągnie się jeszcze dalej na wschód. Koniec wędrówki po Capatanii był dla nas jednoczesnym początkiem trekkingu po górach Parang.
Pomimo nieprzespanej nocy, z rana dopisywały nam dobre humory.
Po wyjściu z namiotu okazało się, że tuż obok nas pasą się owce i kozy.
Szybko zwinęliśmy manatki i ruszyliśmy w dalszą drogę.
O poranku panował jeszcze przyjemny chłód, jednak szybko przeistoczył się on w upał nie do zniesienia.
Z powodu wysokich temperatur, przejście grzbietu głównego w sierpniu stanowi nie lada wyzwanie! Po prawej stronie szczyt Ursu schowany w chmurach.
Przed nami najwyższy szczyt Capatanii, czyli Nedeia (2130 m n.p.m.).
Nedeia zdobyta. W oddali widać drogę, którą pokonaliśmy.
Zbliżamy się do przełęczy Curmătura Olteţului. Im bliżej Parangu, tym coraz więcej skał. Na przełęczy Curmătura Olteţului rozbiliśmy swój ostatni obóz, a następnego dnia rozpoczęliśmy trekking w górach Parang. Miejsce na przełęczy współdzieliliśmy z lokalnymi mućkami :)
KONIEC