Szwendając się po Laosie koniecznie musicie odwiedzić 25-tysięczne Vang Vieng. W przeszłości była to największa imprezownia w kraju, ale na szczęście uległo to zmianie. Obecnie Vang Vieg jest chętnie odwiedzane przez miłośników szeroko pojętego outdooru. Choć samo miasto nie zachwyca, to otaczająca je przyroda rekompensuje ten fakt z nawiązką. Położenie nad rzeką Nam Song sprawia, że niezwykle popularne stały się tam spływy kajakowe i tzw. tubing, czyli spływy na dętkach. Na szczególną uwagę zasługują również malownicze punkty widokowe, które zadowolą najbardziej wybrednych fanów górskich wędrówek. Co więcej, Van Vieng leży na terenie krasowym obfitującym w liczne jaskinie; część z nich została udostępniona do zwiedzania. Kolejną atrakcją są niewielkie turkusowe jeziorka nazywane przez miejscowych Błękitnymi Lagunami. W zbiornikach tych można pływać oraz skakać do wody z różnego rodzaju podestów i “tarzanów”. Dodatkowo, w okolicy Vang Vieng roi się od parków zipline oferujących zjazdy na tyrolkach różnej długości. Warto wspomnieć jeszcze o bajecznych polach ryżowych, które stanowią nieodzowny element tutejszego krajobrazu.
Główna ulica Vang Vieng wraz z wielkim posągiem Buddy znajdującym się na terenie kompleksu Wat Si Sou Mang.
Pola ryżowe oraz malownicze wzgórza otaczające miasto.
Dojazd z Wientian do Vang Vieng
Ze stolicy Laosu dostaniecie się bez większych kłopotów do Vang Vieng, ponieważ miasta te są od siebie oddalone o zaledwie 130 km. Najpopularniejszym środkiem transportu kursującym na tej trasie są busy. Każde biuro podróży w Wientian oferuje takie połączenie. Bilety na bus do Vang Vieng kupicie również w większość obiektów noclegowych, bowiem pełnią one funkcję pośredników. My właśnie skorzystaliśmy z takiej opcji. Za przejazd zapłaciliśmy 150 tys. kipów/os. (≈ 29 zł) plus 30 tys. kipów (≈ 6 zł) za bezpośredni odbiór spod hostelu. Według Google Maps, pokonanie samochodem dystansu pomiędzy Wientian, a Vang Vieng zajmuje niespełna 2 godziny, jednak w naszym przypadku przeciągnęło się to do 3 godzin. Spowodowane było to kilkoma nadprogramowymi postojami. Jeżeli nie chcecie jechać do Vang Vieng busem, to pomyślcie o kolei. Z całą pewnością jest to wygodniejsze rozwiązanie, a ponadto o wiele szybsze, gdyż przejazd trwa około 1,5 godziny. Niestety, minusem pociągów jest to, że dworzec kolejowy w Wientian, podobnie zresztą jak w Vang Vieng, leży poza centrum miasta. Żeby się do niego dostać, trzeba skorzystać z tuk-tuka lub Bolta, a to generuje niepotrzebne koszta, a także wydłuża czas podróży.
Wiszący most w pobliżu jaskini Tham Nam.
Brama wejściowa do świątyni Wat Si Sou Mang.
Nocleg i jedzenie w Vang Vieng
W Vang Vieng nie będziecie mieli problemów ze znalezieniem noclegu, gdyż jest to spory ośrodek turystyczny z dobrze rozwiniętą infrastrukturą. W mieście funkcjonuje wiele niskobudżetowych hosteli, w których ochoczo zatrzymują się backpackersi z całego świata. My standardowo ogarnęliśmy hostel przez Booking. W momencie rezerwacji był to najtańszy obiekt dostępny w Vang Vieng. Miejsce w pokoju wieloosobowym kosztowało zaledwie 3 $/os. (≈ 13 zł). W cenie tej było dodatkowo śniadanie gratis. W hostelu panowała przyjemna cisza, ponieważ leżał on nieco na uboczu. Największe skupisko knajp, restauracji i barów w Vang Vieng koncentruje się przy głównej ulicy. Tamtejsze lokale serwują mega smaczne jedzenie, a do tego bardzo tanie. Dla przykładu, za dwudaniowy obiad plus duże piwo Beerlao zapłaciliśmy zaledwie 80 tys. kipów (≈ 15,7 zł). W skład takiego zestawu wchodziła zupa z kurczakiem i kiełkami oraz smażony ryż również z kurczakiem, warzywami i jajkiem. Spośród wszystkich miejsc, które odwiedziliśmy w trakcie 1,5-miesięcznej podróży po Azji Południowo-Wschodniej, Vang Vieng zaliczamy do ścisłej czołówki pod względem kulinarnym.
Boczna uliczka, przy której leżał nasz hostel. Niby to Walking Street, ale w porze deszczowej była kompletnie opustoszała.
Zupa z kurczakiem, meatballsa'mi i kiełkami.
Ryż z sosem słodko-kwaśnym serwowany na liściu bananowca.
Największe atrakcje Vang Vieng?
Tubing w Vang Vieng
Jeszcze kilkanaście lat temu była to największa atrakcja Vang Vieng, która rozsławiła to niewielkie miasteczko. Jak już wspomnieliśmy wcześniej, tubing to także spływ, jednak dość nietypowy, bowiem turyści zamiast tradycyjnych kajaków lub pontonów używają dużych dętek do traktorów. W zasadzie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w całej tej zabawie chodziło o to, aby porządnie się upić. W tym celu wybudowano mnóstwo prowizorycznych barów wzdłuż rzeki Nam Song. Do lokali tych wchodziło się bezpośrednio z rzeki. Grała w nich głośna muzyka, alkohol lał się strumieniami, a goście umilali sobie czas grając m.in. w beer ponga (piwna wersja ping ponga). Uczestnicy tubingu zatrzymywali się kolejno w każdej knajpie, aż do stanu silnego upojenia. Brzmi to dość zabawnie i niewinnie, lecz wbrew pozorom spływy takie kończyły się bardzo często tragicznie.
Rzeka Nam Song przepływająca przez Vang Vieng.
Wbrew pozorom, tubing bardzo często kończył się tragicznie. W samym tylko 2011 roku w Vang Vieng utonęło ponad 20 osób!
Ta niekonwencjonalna rozrywka szybko zyskała rozgłos, przez co do Vang Vieng zaczęły przyjeżdżać tłumy zagranicznych turystów, w szczególności młodych ludzi żądnych przygód. Początkowo miejscowi byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy, gdyż dobrze na tym zarabiali. Z czasem jednak zmienili swoje nastawienie, ponieważ pijaństwo doprowadziło do wzrostu przestępczości w mieście. Z uwagi na ciągły hałas, lokalsi w ogóle przestali przychodzić nad rzekę. Sytuacja wymknęła się spod kontroli do tego stopnia, że co roku w trakcie tubingu topiło się co najmniej kilka osób, a setki trafiało do szpitali ze złamanymi kończynami. W samym tylko 2011 roku w Vang Vieng utonęło ponad 20 osób! Oczywiście, główną przyczyną wypadków był nadmiar alkoholu oraz inne używki. Miejscowość cieszyła się coraz gorszą renomą i jednoznacznie kojarzyła się z patologią. Władze Laosu postanowiły w końcu zrobić z tym porządek i wprowadziły całkowity zakaz sprzedaży alkoholu w lokalach leżących przy samej rzece. Od tego momentu tubing stracił mocno na popularności. Wprawdzie, w Vang Vieng dalej organizowane są spływy na dętkach, ale nie cieszą się już tak dużym zainteresowaniem. Podczas naszej wycieczki kajakowej widzieliśmy grupę kilkunastu Brytyjczyków na tubingu, akurat imprezowali w jedynym działającym barze nad rzeką Nam Song :)
Jedyny działający bar nad rzeką Nam Sang w pobliżu Vang Vieng (wrzesień 2023 r.).
Punkty widokowe: Nam Xay i Pha Ngern
Naszym zdaniem punkty widokowe są najbardziej spektakularnymi atrakcjami Vang Vieng. W najbliższej okolicy miasta jest ich kilka, dlatego ciężko zaliczyć je wszystkie. My zdecydowaliśmy się na dwie miejscówki. Na pierwszy ogień poszedł Nam Xay Viewpoint będący najpopularniejszym punktem widokowy w Vang Vieng. Swą sławę zawdzięcza bajecznym widokom oraz dwóm motocyklom znajdującym się na jego wierzchołku wykorzystywanym ochoczo przez turystów do sesji fotograficznych. Nam Xay oddalony jest od Vang Vieng o jakieś 10 km na zachód. U jego podnóży leży parking, także bez trudu dostaniecie się tam skuterem lub tuk-tukiem. Ów punkt widokowy mierzy 426 m n.p.m. Wprawdzie trasa na jego szczyt jest bardzo krótka (liczy niecały kilometr w dwie strony), jednakże deniwelacja wynosi 131 m, więc jest dość stromo. Zdobycie Nam Xay szybkim tempem zajmuje około 30 minut; natomiast zejście około 20 minut. Szlak biegnący na wierzchołek nie należy do trudnych, jednak po obfitych opadach jest śliski, dlatego bądźcie ostrożni. Z powodu wysokiej wilgotności powietrza, już po 5 minutach trekkingu będziecie cali mokszy. Nawet nie próbujcie wchodzić na Nam Xay w japonkach, bo po prostu nie dacie rady (w wygodnych sandałach już tak, aczkolwiek polecamy adidasy). Wejście na Nam Xay jest męczące, ale warto napocić się dla rewelacyjnych krajobrazów.
Prowizoryczna wiata na punkcie widokowym Nam Xay (426 m n.p.m.).
Motocykl na wierzchołku Nam Xay. Jest to jedno z najbardziej instagramowych ujęć w całym Laosie.
Fantastyczne widoki rozpościerające się z Nam Xay.
Rozległe pola ryżowe w pobliżu Vang Vieng widziane z góry.
Kolejnym odwiedzonym przez nas punktem widokowym był Pha Ngern Viewpoint zwany również Silver Cliff Lower Viewpoint. Leży on około 5 km na zachód od Vang Vieng. Jest on wyższy od Nam Xay i wznosi się na wysokość 498 m n.p.m. Na jego szczycie umieszczono … dwa samochody typu Buggy! Chcąc wdrapać się na Pha Ngern należy pokonać 227 m deniwelacji oraz trasę o długości około 2,2 km (jest to dystans w obie strony). Wędrówka do góry zajmuje średnio ponad 40 minut; zejście jest standardowo szybsze. Pha Ngern Viewpoint to tak naprawdę dwa punkty widokowe, ponieważ jest jeszcze wyższy Big Pha Ngern Viewpoint (Silver Cliff Upper Viewpoint). Szlak prowadzący na ten wierzchołek jest dwukrotnie dłuższy, bowiem w obie strony liczy ponad 4 km (do pewnego momentu idzie się tą samą drogą, co na niższy punkt). W tym przypadku, trzeba pokonać 480 m w pionie, co przy dobrej kondycji zajmuje ponad godzinę (oczywiście chodzi o samo podejście). My nie weszliśmy na Big Pha Ngern Viewpoint, gdyż nie mieliśmy zielonego pojęcia o jego istnieniu. Dopiero po zdobyciu niższego wierzchołka zobaczyliśmy, że jest tam drugi punkt widokowy i to wyższy o jakieś 200-250 m od Pha Ngern Viewpoint.
Punkt widokowy Pha Ngern Viewpoint wznosi się na wysokość 498 m n.p.m.
Na jego wierzchołku także postawiono lichą konstrukcję. W tle widać szczyt, na którym znajduje się wyższy o jakieś 200-250 m punkt widokowy Big Pha Ngern Viewpoint.
Jeden z dwóch samochód typu Buggy oraz ławeczka na tarasie.
Panorama z góry jest rewelacyjna, jednak nie wysiedzi się tam długo, bowiem słońce grzeje niemiłosiernie.
Listę powyższych miejscówek idealnie uzupełnia jeszcze jeden punkt widokowy, na szczycie którego znajduje się … samolot :) Chodzi o Pha Honekham Viewpoint. Osobiście na niego nie weszliśmy, bowiem stwierdziliśmy, że trąci to kiczem i tandetą. Nie możemy znaleźć informacji odnośnie jego wysokość, ale na pewno jest dużo niższy od pozostałych. Trasa na Pha Honekham liczy około 0,6 km w obie strony, a jej przejście zajmuje tylko 20 minut (do podejścia jest raptem 75 m). Na wszystkie punkty widokowe w Vang Vieng wchodzi i schodzi się tą samą drogą; niestety nigdzie nie można zrobić pętli. Ów miejscówki są płatne, a bilety zawsze kosztują tyle samo, czyli po 20 tys. kipów (≈ 4 zł). Wybierając się na którykolwiek z punktów widokowych, pamiętajcie o tym, żeby zabrać ze sobą wodę i czapkę!
Punkt widokowy Nam Xay.
Widok z Pha Ngern Viewpoint.
Spływy kajakowe
Bez wątpienia jest to najciekawsza forma spędzania czasu w Vang Vieng. Przez miasto przepływa rzeka Nam Song i to właśnie na niej odbywają się spływy. Jeśli chcecie przeżyć taką przygodę, to zgłoście się do jakiegoś biura podróży. Każda agencja w Vang Vieng oferuje wycieczki połączone ze spływami kajakowymi. Oczywiście, to Wy wybieracie dystans jaki chcecie pokonać. Najdłuższa dostępna trasa liczyła 20 km i rozpoczynała się w miejscowości Ban Phatang (leży 17 km na północ od Vang Vieng), z kolei najkrótsza zaledwie 3 km. My wybraliśmy opcję maksymalną, lecz ostatecznie została ona skrócona o kilka kilometrów, gdyż nasz laotański przewodnik miał problemy żołądkowe (dzień wcześniej wypił zbyt dużo piwa!). Nie wiemy ile dokładnie kilometrów miał spływ, ale startowaliśmy ze wsi Phoxay, która oddalona jest od Vang Vieng o około 10 km. Nam Song jest rzeką meandrującą z licznymi zakolami, więc szacunkowo mogliśmy przepłynąć około 15 km. Na wycieczkę wybraliśmy się we trójkę, a kajaki były dwuosobowe, także jednemu z nas akompaniował przewodnik. Spływ był ciekawy, bowiem w porze deszczowej nurt Nam Song jest dość rwący, a do tego w kilku miejscach występują bystrza. W trakcie spływu zrobiliśmy tylko jeden postój. Jak nietrudno się domyślić, była to przerwa w barze na Beerlao :) Do Vang Vieng dotarliśmy po niespełna 3 godzinach.
Początek spływu kajakowego.
Na spływ wybraliśmy się w trzyosobowym składzie, a kajaki były dwuosobowe, dlatego jednemu z nas towarzyszył przewodnik.
Rzeka Nam Song posiada liczne meandry. Na zdjęciu malownicze zakole wraz z Niebieskim Mostem (Blue Bridge).
Po około 3 godzinach dopłynęliśmy do Vang Vieng.
Blue Lagoons (Błękitne Laguny)
Zapewne większość z Was wie, że Laos to jedyny kraj w Azji Południowo-Wschodniej nie mający dostępu do morza. Jeżeli nie leży on nad morzem, to skąd w Vang Vieng wzięły się laguny? Odpowiedź na to pytanie jest prosta, mianowicie nie są to prawdziwe laguny. Miejscowi nazwali tak niewielkie jeziorka w pobliżu miasta, prawdopodobnie z powodu ich intensywnie turkusowego odcienia. Określenie to przyjęło się w Vang Vieng do tego stopnia, że zaczęto je powszechnie stosować, co z kolei okazało się idealnym chwytem marketingowym. Raz jeszcze zaznaczymy, że ów jeziorka nie mają żadnego połączenia z morzem, nawet tego podziemnego. W sąsiedztwie Vang Vieng znajduje się aż sześć takich “oczek” wodnych. Noszą one bardzo oryginalne nazwy: Blue Lagoon 1, Blue Lagoon 2 i tak aż do Blue Lagoon 6.
Błękitne Laguny swoją nietypową nazwę zawdzięczają turkusowej wodzie. Na zdjęciu największa i najsłynniejsza Blue Lagoon 1.
Teren wokół tego zbiornika został bardzo dobrze zagospodarowany. Znajduje się tam kilka punktów gastronomicznych oraz cała masa ławek.
Jeśli macie ochotę, to może spróbować skoku do wody z platformy zamontowanej na drzewie (wysokość około 7-8 m). Z tej perspektywy nie wygląda to strasznie, jednak stojąc na górze niejednemu ugną się nogi :)
W porze deszczowej nad Błękitną Laguną 1 wypoczywało sporo ludzi, aczkolwiek nie można tego nazwać tłokiem.
Wstęp na teren lagun jest płatny, za każdym razem trzeba kupić bilet za 20 tys. kipów (≈ 4 zł). W lagunach można pływać, a także skakać do wody z różnych platform, “tarzanów” i prowizorycznych ziplinów. Najpopularniejsza i zarazem największa jest Błękitna Laguna 1. Obszar wokół tego zbiornika został dobrze zagospodarowany, dzięki czemu można zjeść tam obiad oraz napić się zimnego piwa. Oprócz Blue Lagoon 1, odwiedziliśmy również Blue Lagoon 3, która jest nieco mniej znana, ale równie ciekawa. Bez cienia wątpliwości, Błękitne Laguny należą do największych atrakcji Vang Vieng, niestety zrobiono z nich strasznie komercyjne miejscówki. Na szczęście, w porze deszczowej nie było tam zbyt dużo osób, dzięki czemu mogliśmy trochę odpocząć. W szczycie sezonu musi wyglądać to jednak zupełnie inaczej. Wówczas nad Błękitnymi Lagunami spodziewajcie się dzikich tłumów. Na koniec, niech Was nie zmyli bajeczny wygląd jeziorek i ich turkusowy kolor, bowiem laguny są dość głębokie, a woda w nich jest lodowata.
Błękitna Laguna 3 w otoczeniu egzotycznej roślinności.
Akurat, gdy tam przyjechaliśmy, to zaczął padać lekki deszcz. Wszyscy się go przestraszyli, dzięki czemu w ciągu kilku minut zrobiło się pusto.
Na Błękitnej Lagunie 3 znajduje się drewniana konstrukcja, z której można skakać na "tarzana", albo zjeżdżać na prowizorycznym zipline'nie.
Jaskinie: Angel Cave, Tham None Cave, Elephant Cave
Klimat w Azji Południowo-Wschodniej sprzyja rozwojowi zjawisk krasowych. Jaskinie w okolicach Vang Vieng powstały właśnie wskutek rozpuszczania skał osadowych przez wody opadowe. Sporo z nich udostępniono do zwiedzania, pomimo że nie wszystkie zostały odpowiednio do tego przystosowane. W jaskiniach takich jak Loup Cave i Hoi Cave nie zamontowano żadnego oświetlenia. Wchodzi się do nich z przewodnikiem i z czołówkami na głowach. Największe wrażenie na turystach robią jaskinie z podziemnymi rzekami m.in. Tham None Cave. Eksploruje się je za pomocą dętek :) Oczywiście są to wszystko jaskinie turystyczne, także nie ma się czego obawiać. Gwarantujemy, że nie będziecie musieli przeciskać się przez ciasne szczeliny. Atrakcje te spodobają się w szczególności osobom, które nigdy wcześniej nie próbowały tej formy rekreacji. Wstęp do wszystkich jaskiń jest płatny. W przypadku Angel Cave i Tham None Cave bilety kosztują po 20 tys. kipów (≈ 4 zł), z kolei do Loup Cave i Hoi Cave są za 15 tys. kipów (≈ 3,4 zł).
Wejście do jaskini Loup Cave.
Jaskinię Tham None Cave zwiedza się za pomocą dętek.
Podziemna rzeka wypływająca z Tham None Cave
Najładniejszą jaskinią w pobliżu Vang Vieng jest Angel Cave. Szczerze mówiąc, byliśmy nawet zaskoczeni jej wyglądem (oczywiście w pozytywnym znaczeniu). Pomimo że nie ma zbyt imponującej długości, to i tak jest bardzo ładna. Angel Cave posiada bogatą i ciekawie podświetloną szatę naciekową (stalaktyty, stalagmity i stalagnaty). Równie interesująca jest jaskinia Tham None Cave, przez którą przepływa podziemna rzeka. Zwiedza się ją na dętkach, aczkolwiek przez cały czas trzeba trzymać się liny przymocowanej do ściany. Spływ trwa maksymalnie 20 minut w obie strony. Jaskinie Loup Cave i Hoi Cave są pozbawione oświetlenia, dlatego ciężko cokolwiek o nich powiedzieć, oprócz tego, że jest w nich strasznie ślisko (zwłaszcza po opadach), więc non stop trzeba patrzeć pod nogi, żeby się nie przewrócić. W pobliżu Loup Cave i Hoi Cave znajduje się jeszcze Elephant Cave, ale tak naprawdę jest to tylko grota pełniąca funkcję kaplicy (w jej wnętrzu umieszczono kilka posągów z wizerunkiem Buddy). Jest to najbardziej przereklamowana “jaskinia”, dlatego nie warto zaprzątać sobie nią głowy.
Angel Cave to najładniejsza jaskinia w pobliżu Vang Vieng.
Wprawdzie, nie należy do najdłuższych, ale posiada bogatą i ciekawie podświetloną szatę naciekową.
Wstęp do Angel Cave kosztuje standardowo 20 tys. kipów.
W Vang Vieng chcieliśmy zwiedzić ponadto jaskinię Tham Nam (Water Cave). Ów jaskinię eksploruje się podobnie jak Tham None za pomocą dętek. Różnica między nimi jest taka, że Tham Nam posiada dużo bardziej rozbudowany system korytarzy. Niestety, nie mogliśmy do niej wejść, gdyż została całkowicie zalana w wyniku obfitych opadów. W porze deszczowej zdarza się to dość często, także trzeba uwzględnić to w swoich wyjazdowych planach. Zamiast pływać po korytarzach Tham Nam, to chilloutowaliśmy na dętkach przed jaskinią. W granicach administracyjnych Vang Vieng leży jeszcze jaskinia Tham Chang Cave. Osobiście jej nie odwiedziliśmy, ponieważ najzwyczajniej w świecie mieliśmy już dość jaskiń :) Żeby dostać się do Tham Chang, trzeba najpierw przejść przez most nad rzeką Nam Song, a następnie wspiąć się po długich schodach, które prowadzą do jej wejścia. Bilet wstępu do jaskini kosztuje również 20 tys. kipów.
Jaskinia Tham Nam znana również jako Water Cave, to jedna z największych atrakcji Vang Vieng. Niestety z powodu obfitych opadów została całkowicie zalana i nie dało się do niej wejść.
Zamiast eksplorować Tham Nam, to trochę popływaliśmy na dętkach przed jaskinią.
Miejscowe dzieci bawiące się w rzece wypływającej z jaskini.
A tak prezentuje się najbardziej przereklamowana jaskinia w mieście, czyli Elephant Cave.
Parki zipline, czyli zjazdy na tyrolkach
W pobliżu miasta znajduje się sporo parków zipline. Sami nie zjeżdżaliśmy na tyrolkach, więc nie wiemy ile dokładnie to kosztuje, ale z pewnością jest to najdroższa atrakcja Vang Vieng. Do miejsc tych dostaniecie się samemu np. skuterem lub ze zorganizowaną wycieczką. Najczęściej cena wyjazdu z biurem nie uwzględnia biletów wstępu do parków, dlatego zanim zapłacicie za takiego tripa, to zapytajcie o ten szczegół, żeby później się nie zdziwić. Czemu nie zdecydowaliśmy się na tyrolki? Generalnie, to uważamy, że są one mocno przereklamowane i na siłę robi się z nich sport ekstremalny, a tak naprawdę większość z nich przypomina parki linowe dla dzieci w Polsce. Z tego co widzieliśmy, to ów zjazdy ani nie były zbyt długie, ani nie odbywały się nad konkretnymi przepaściami, a mimo to trzeba było za nie płacić, jak za zboże. Naszym zdaniem szkoda pieniędzy na takie atrakcje, aczkolwiek gdybyśmy trafili na jakiś konkretny zipline, to wówczas chętnie byśmy z niego skorzystali niezależnie od ceny.
Schematyczna mapa ziplinu w pobliżu Angale Cave.
Park zipline nad jaskinią Tham Nam.
W takim domku na drzewie chętnie spędzilibyśmy noc :)
Jak zwiedzać Vang Vieng?
Chociaż Vang Vieng nie zajmuje dużej powierzchni, to większość tutejszych atrakcji leży poza granicami miasta, dlatego niezbędny jest jakiś środek transportu, żeby móc je odwiedzić. Najwygodniejsza opcja to wynajem prywatnego skutera, który z pewnością zapewni największą swobodę. Jeżeli nie odpowiada Wam ten rodzaj transportu, to alternatywą są zorganizowane wycieczki. Od razu zaznaczymy, że de facto sprowadzają się one głównie do podwózki tuk-tukiem w dane miejsce. Wybierając takie rozwiązanie, musicie udać się do jednego z biur podróży. W Vang Vieng jest ich pod dostatkiem, także nie będziecie musieli długo szukać. Na dobrą sprawę, wszystkie agencje oferują podobne tripy w zbliżonych cenach. Jeśli macie czas i ochotę, to możecie pochodzić i popytać, a nuż traficie na jakąś promocję. Pamiętajcie o tym, że w tej części świata targowanie jest czymś normalnym, a nawet wskazanym. My z lenistwa poszliśmy do pierwszego lepszego biura :) Jak się później okazało, trafiliśmy idealnie. W szczególności, byliśmy zadowoleni z przydzielonego nam kierowcy tuk-tuka, który był bardzo sympatyczny, a do tego bez grymaszenia woził nas tam gdzie chcieliśmy. Wyżej opisane atrakcje Vang Vieng odwiedziliśmy właśnie dzięki wycieczkom i z czystym sumieniem polecamy ten sposób zwiedzania. W sumie czterokrotnie korzystaliśmy z usług jednej i tej samej agencji.
Okolice Vang Vien najlepiej eksplorować za pomocą wynajętego skutera. Jeśli jednak nie odpowiada Wam taki rodzaj transportu, to pozostają zorganizowane wycieczki, które de facto ograniczają się do podwózki tuk-tukiem w dane miejsce.
Wyżej opisane atrakcje odwiedziliśmy właśnie dzięki wycieczkom i z czystym sumieniem polecamy Wam ten sposób zwiedzania.
Ile kosztują wycieczki w Vang Vieng?
Ceny wycieczek uzależnione są od kilku czynników m.in. od tego w ile miejsc chcecie pojechać, jak daleko są one od siebie oddalone, a także od ilości uczestników (im liczniejsza grupa, tym niższa cena). Najdroższe są całodniowe wycieczki ze spływami kajakowymi i zipplajnami, co nie powinno nikogo dziwić. Bądźcie jednak spokojni, ponieważ przeliczając ceny na złotówki i tak wychodzi półdarmo. Zanim przejdziemy do konkretnych przykładów, to warto zaznaczyć, że w Vang Vieng byliśmy poza sezonem, w związku z tym mogło być nieco taniej. Z drugiej zaś strony wszędzie jeździliśmy tylko we trójkę, a to z całą pewnością generowało koszty (duży tuk-tuk pomieści około 10 osób). Ceny większości wycieczek obejmują jedynie transport i ewentualnie wynajem kajaków w przypadku spływów. Za pozostałe bilety wstępów trzeba płacić samemu (dotyczy to zwłaszcza najtańszych wycieczek). Pierwsza wycieczka, na którą pojechaliśmy kosztowała 200 tys. kipów/os. (≈ 39 zł). Jej program obejmował zwiedzanie dwóch jaskiń: Angel Cave i Water Cave, pobyt w Błękitnej Lagunie 1 oraz punkt widokowy Nam Xay.
Wiszący most nad rzeką Nam Son.
Błękitna Laguna 1.
Drugi wyjazd był znacznie droższy, bowiem zapłaciliśmy za niego po 500 tys. kipów/os. (≈ 98 zł). Dlaczego aż tyle? W głównej mierze, z powodu kilkunastokilometrowego spływu kajakowego, który trwał mniej więcej 3 godziny. Poza tym, w trakcie wycieczki odwiedziliśmy kilka jaskiń: Loup Cave, Hoi Cave, Elephant Cave i Tham Nam, w której mieliśmy zaplanowany tubing (ostatecznie nie doszedł on do skutku). Akurat w tym przypadku, wszystkie wejściówki były w cenie wycieczki, podobnie zresztą jak obiad (ryż z kurczakiem oraz pyszne szaszłyki). Trip trwał około 6 godzin, od 9 do 15. Na sam koniec wyjazdu, dogadaliśmy się z kierowcą, że za 400 tys. kipów (dzielone na 3 osoby) podrzuci nas do Blue Lagoon 3 i na punkt widokowy Pha Ngern Viewpoint. Następnego dnia, ten sam kierowca również za 400 tys. kipów/3 os., podwiózł nas ponownie na Pha Ngern Viewpoint (dzień wcześniej nie weszliśmy na niego, bowiem rozpętała się burza) oraz tym razem na Blue Lagoon 1. Dodatkowo, dwukrotnie zawiózł nas na dworzec kolejowy (stacja w Vang Vieng leży na peryferiach miasta). Za pierwszym razem, żeby kupić bilety na pociąg do Luang Prabang, a za drugim już z plecakami.
Spływ kajakowy.
Punkt widokowy Nam Xay.
Jakie jest naprawdę Vang Vieng?
Z powodu nadszarpniętej reputacji, niektórzy turyści mogą mieć pewne obiekcje, co do przyjazdu do Vang Vieng. Wydawać im się może, że skoro nie są typami imprezowiczów, to najzwyczajniej w świecie nie będą mieli co tam robić. Oczywiście jest to nieprawda, bowiem miasto posiada wiele ciekawych atrakcji, co zresztą widać na zdjęciach. W Vang Vieng każdy znajdzie coś dla siebie, więc szkoda byłoby rezygnować z tak ciekawego miejsca. Suma summarum, sami nie wiemy jakie w rzeczywistości jest Vang Vieng, gdyż odwiedziliśmy je w porze deszczowej, czyli po sezonie. W okresie tym do miasta przyjeżdża o wiele mniej turystów, przez co panuje tam swoisty marazm. Vang Vieng zupełnie nie przypominało dzikiej imprezowni, gdzie alkohol i narkotyki są na porządku dziennym. Szczerze mówiąc, to bardziej wyglądało jak dziura zabita dechami, w której wszystkie lokale zamykają się o godzinie 23. Co więcej, szwendając się po ulicach Vang Vieng czuliśmy się bezpiecznie i nie widzieliśmy żadnej patologii. Reasumując, gdyby nie te wszystkie historie przeczytane w Internecie o Vang Vieng, to nigdy w życiu nie wpadlibyśmy na to, że w przeszłości była to istna sodoma i gomora :)
Główna ulica Vang Vieng o poranku.
Świątynia Wat Si Sou Mang.
Ile czasu zostać w Vang Vieng?
W okolicach Vang Vieng jest co robić i absolutnie nie chodzi tu o imprezowanie, dlatego warto zatrzymać się tam na co najmniej 3 dni. W tym czasie zdobędziecie jakiś punkt widokowy, weźmiecie udział w spływie kajakowym, odwiedzicie kilka jaskiń, a do tego wypoczniecie na Błękitnych Lagunach.
KONIEC
Pozostałe wpisy z podróży po Azji Południowo-Wschodniej:
- Podróż do Azji Południowo-Wschodniej w porze deszczowej
- Tajlandia: co warto zobaczyć w Bangkoku?
- Kambodża: starożytne ruiny Angkor Wat | Bayon | Ta Prohm | Siem Reap
- Kambodża: jezioro Tonle Sap i pływająca wioska Kampong Phluk
- Kambodża: największe atrakcje Phnom Penh
- Laos: czy warto odwiedzić Wientian?
- Laos: Luang Prabang i wodospad Kuang Si
- Laos: wioska Nong Khiaw i dwudniowy trekking po dżungli