Spośród wszystkich stolic leżących na półwyspie Indochińskim, to właśnie Wientian jest najcichsza, najspokojniejsza i zarazem najmniejsza. Ów miasto liczy ponad 1 mln mieszkańców, dzięki czemu dzierży miano największego ośrodka w kraju (na drugim miejscu plasuje się Savannakhét z populacją wynoszącą raptem 125 tys. mieszkańców). Laotańska stolica została założona w XVI wieku. Niestety dość długa historia nie przekłada się w żaden sposób na ilość zabytków. Tak na dobrą sprawę, turyści przyjeżdżają tu jedynie dla złotej pagody Wat That Luang. Miasto przypadnie do gustu zwłaszcza osobom, które nie lubią pośpiechu, gdyż czas płynie w nim o wiele wolniej niż w Bangkoku, czy Phnom Penh. Z całą pewnością, Wientian nie zachwyca swoim wyglądem, ale jeżeli już odwiedzacie Azję Południowo-Wschodnią, to zatrzymajcie się tam chociaż na chwilę, tym bardziej, że i tak będziecie przejeżdżać przez stolicę Laosu, bowiem stanowi ona główny węzeł komunikacyjny kraju.
Graffiti w centrum miasta.
Jak dostać się do Wientian z Phnom Penh?
Zaczniemy od tego, że była to najdłuższa i najbardziej męcząca podróż w czasie naszego pobytu w Azji Południowo-Wschodniej. Najkrótsza droga ze stolicy Kambodży do Wientian prowadzi przez Tajlandię i liczy około 1 tys. km. Przejechanie tej trasy według Google Maps zajmuje 15 godzin. My jednak nie chcieliśmy cofać się do Tajlandii, dlatego zdecydowaliśmy się na dłuższą opcję biegnącą przez południowy Laos. W tym wariancie do pokonania jest blisko 1300 km (około 24 godziny jazdy). Ze względu na ogromny dystans, touroperatorzy w Phnom Penh nie oferują bezpośrednich połączeń do Wientian, aczkolwiek nam udało się takowego znaleźć (przynajmniej w teorii). Pośrednik twierdził, że istnieje nocny autokar, który jedzie około 22 godziny (z Phnom Penh wyjeżdża o 20, a na miejscu jest następnego dnia o godzinie 18). Oczywiście, od samego początku wietrzyliśmy jakiś podstęp, ale nie mieliśmy innej alternatywy, gdyż bilety lotnicze były mega drogie, a na domiar złego nie było bezpośrednich lotów. Suma sumarum, skończyło się na kilku przesiadkach i blisko 44 godzinach podróży :)
Biuro touroperatora w Phnom Penh oferującego niezapomniane połączenia autokarowe do Wientian. Jeśli chcecie przeżyć przygodę życia, to zgłaszajcie się do nich śmiało :)
Jak przebiegała droga? O godzinie 18 odebrał nas spod hostelu tuk-tuk i zawiózł pod siedzibę touroperatora. Po 1,5 godziny czekania, podjechał autokar kuszetkowy o dość niskim standardzie z mało wygodnymi leżankami (były to zwykłe dechy obite skórą). Dostępne były leżanki jedno- i dwuosobowe, więc dwóch z nas gniotło się na jednej ciasnej kozetce. Co prawda, w autokarze znajdowała się toaleta, ale jej stan higieniczny pozostawiał wiele do życzenia (w późniejszym czasie doceniliśmy ten “zacny” przybytek, gdyż było to jedyne działające WC na jakie trafiliśmy w nocnych autobusach). O godzinie 4 nad ranem wyrzucono nas na peryferiach miasta Stung Treng, czyli ponad 60 km od przejścia granicznego. W miejscu tym spędziliśmy ponad 3 godziny, aż w końcu pojawił się van, który podrzucił nas na dworzec busów w Stung Treng. Tam minęła kolejna godzina, zanim ruszyliśmy na granicę. Przekraczanie granicy kambodżańsko-laotańskiej opisaliśmy w następnym akapicie, zaznaczymy tylko, że straciliśmy na niej przynajmniej 1,5 godziny. Do Pakse (Laos) dojechaliśmy około godziny 14, a bezpośredni autobus do Wientian odjeżdżał stamtąd dopiero o 20. Autokar miał podobny standard do tego wcześniejszego, z tą różnicą, że były tam wyłącznie podwójne leżanki, także jeden z nas musiał spać z obcą osobą! Ostatecznie, do Wientian dotarliśmy po dwóch dniach od wyjazdu z Phnom Penh (około godziny 14). Wysiedliśmy na dworcu autobusowym na obrzeżach stolicy. Podwózka do centrum tuk-tukiem kosztowała 50 tys. kipów (≈ 10 zł).
Pierwszy nocny autokar kuszetkowy.
Drugie nocny autokar kuszetkowy.
Ów trasa jest niezwykle męcząca, ponieważ drogi w południowym Laosie są fatalne, w sumie jest w nich więcej dziur niż asfaltu, a mimo to kierowcy autobusów pędzą jak szaleni. Nie przejmują się w ogóle tym, że pasażerami rzuca, jak przysłowiowymi workami ziemniaków. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to nie przytrafiła się nam żadna groźna sytuacja w czasie podróży. Nie mieliśmy również obaw, że nie dotrzemy do Wientian, bowiem każdy kierowca robił sobie z nami zdjęcie, które przesyłał kolejnemu kierowcy, aby ten wiedział kogo ma zabrać. Podróżując kuszetkowymi autobusami, musicie wiedzieć, że chodzi się po nich na boso, dlatego warto mieć przy sobie jakieś skarpetki. Bilety kosztowały nas 55 $ od osoby, czyli w przybliżeniu 217 zł (widniała na nich cena 60 $). Zapłaciliśmy za nie od razu z góry, w przeciwieństwie do dwóch Banglijczyków, którzy jechali z nami przez cały czas. Oni płacili najpierw po 25 $ za odcinek do granicy, a następnie musieli dopłacić aż po 45 $ za podwózkę do Wientian, w sumie wydali po 70 $. Na granicy pokłócili się z kierowcą, że płacą dużo więcej od nas, a wszyscy i tak jedziemy tym samym środkiem transportu. W odpowiedzi usłyszeli ulubioną wymówkę Azjatów, że jest to inna firma. Reasumując, drugi raz na pewno nie zdecydowalibyśmy się na taką podróż. Wolelibyśmy dopłacić do biletów lotniczych i lecieć samolotem do Wientian.
Pomnik króla Anouvonga w Wientian.
Kompleks świątynny Wat Sisaket.
Przekraczanie granicy Kambodży z Laosem
Samo przejście granicy nie sprawiło nam większych kłopotów. Bus wyrzucił nas kilkaset metrów przed posterunkiem granicznym przy jakiejś knajpie, gdzie mieliśmy chwilę poczekać. Po kilku minutach podjechał do nas pogranicznik na skuterze. Usiedliśmy z nim przy stole i wszyscy razem wypełniliśmy wnioski o wizę. Urzędnik od razu je sprawdził i zabrał wraz z paszportami mówiąc jednocześnie, żebyśmy za nim poszli na posterunek. Zapłaciliśmy mu po 45 $ (≈ 180 zł), a więc o 5 $ więcej niż wynosi oficjalna cena wizy. Wygląda na to, że była to łapówka, która została sprytnie zakamuflowana. Do wizy potrzebne jest zdjęcie, jeżeli takowego nie posiadacie, to po prostu musicie dopłacić kilka dolarów. W okienku na granicy odebraliśmy swoje paszporty z wbitymi wizami i w zasadzie na tym moglibyśmy zakończyć tą historię, gdyby nie nasi koledzy z Bangladeszu. Musieliśmy na nich czekać prawie godzinę, gdyż podróżowaliśmy jako jedna grupa i kierowca busa po stronie laotańskiej nie chciał bez nich ruszyć. W czym tkwił problem? Pogranicznicy zażądali od nich dodatkowo po 15 $, pomimo że Ci opłacili już wcześniej laotańską wizę i mieli ją wbitą w paszporty. Naturalnie Banglijczycy nie zgadzali się na to, a Laotańczycy w zamian nie chcieli ich przepuścić. Summa summarum pogranicznicy dopięli swego :)
Wiza laotańska.
Waluta Laosu
Narodową walutą Laosu jest kip laotański, 5 tys. kipów to około 1 zł. W kraju tym poczujecie się jak milionerzy, gdyż wymieniając 100 $ otrzymacie ponad 2 mln kipów! Sytuacja w Laosie jest podobna do tej w Kambodży, czyli miejscowi o wiele bardziej cenią amerykańską walutę niż swoją własną. Dolcami zapłacicie dosłownie wszędzie, więc warto zabrać ze sobą drobne nominały, żeby płacić nimi bezpośrednio. Banknoty muszą być oczywiście w dobrym stanie, bo zniszczonych nigdzie Wam nie przyjmą. My wybraliśmy się do Laosu z euro i czasami mieliśmy problem z ich wymianą, w szczególności w mniejszych miejscowościach, jak choćby w Nong Khiaw. W Laosie nie korzystaliśmy z bankomatów, ale z tego co czytaliśmy, to przy każdej wypłacie pobierana jest prowizja (wynosi kilka złotych). O płaceniu kartą zapomnijcie, ponieważ terminale płatnicze są tam rzadkością i z pewnością pozostaną jeszcze przez długie lata. Pamiętajcie o tym, żeby dokładnie przyglądać się kipom, bowiem na większości banknotów widnieje ta sama postać (wyjątkiem są nominały 500 i 1 tys. kipów). Mowa o Kaysone Phomvihan, czyli pierwszym premierze, a następnie prezydencie Laotańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. Co gorsza, niektóre banknoty mają również podobne kolory, dlatego niezwykle łatwo jest je ze sobą pomylić. Musicie zachować dużą ostrożność, gdyż od czasu do czasu jakiś Laotańczyk postanawia wykorzystać ten fakt i oszukać przy wydawaniu reszty.
Laotańskie kipy.
Noclegi i jedzenie
Wientian posiada bardzo dobrze rozwiniętą bazę noclegową i gastronomiczną. Nie będziecie mieli najmniejszych problemów ze znalezieniem hostelu w przystępnej cenie. My swój wyszukaliśmy oczywiście na Bookingu. Tym razem wybraliśmy nieco droższy obiekt, gdyż chcieliśmy mieć basen. Noc w pokoju wieloosobowym kosztowała około 5,3 euro/os., czyli jakieś 23 zł. W sumie zatrzymaliśmy się w nim na dwie noce płacąc 32 euro (dzielone na 3 osoby). Jego standard był wysoki, a lokalizacja w centrum miasta była niewątpliwym atutem. W hostelu można było zrobić pranie, z czego ochoczo skorzystaliśmy. Cena to 2 tys. kipów za wagę nie przekraczającą 1 kg, lub 3 tys. kipów powyżej 1 kg.
Nocny market - strefa gastronomiczna leżąca nad Mekongiem.
A tu część nocnego marketu z ubraniami, pamiątkami i pozostałymi towarami.
Kuchnia laotańska jest mniej zróżnicowana od tej tajskiej i kambodżańskiej, ale jest naprawdę smaczna. Tak na dobrą sprawę, to chyba nie ma jakiegoś charakterystycznego dania, które jednoznacznie kojarzyłoby się z Laosem. W takim razie co jeść? W zasadzie wszystko, gdyż Laotańczycy mają pyszne zupy, pad thaie oraz potrawy z ryżem. Za obiad w knajpie trzeba zapłacić 30-50 tys. kipów (≈ 6-10 zł), więc jest naprawdę tanio. Najpopularniejsze piwo w Laosie to Beerlao. W zasadzie, to jest tylko ono. Występuje w puszkach 0,33l, 0,5l, albo w butelkach 0,66l. Szczerze mówiąc, to od Beerlao bardziej smakował nam kambodżański Angkor, albo tajski Chang. Piwo w barze kosztuje około 20 tys. kipów (≈ 4 zł), natomiast w sklepie 16-18 tys. kipów. Laotańczycy dość oryginalnie piją piwo, mianowicie rozlewają je do małych szklanek i dorzucają do nich lód. My pozostaliśmy wierni polskiej tradycji i piliśmy bezpośrednio z butelek i puszek :)
Zupa z kurczakiem i makaronem.
Stragany z ulicznym jedzeniem.
Internet w Laosie
W Laosie planowaliśmy spędzić kilka dni, dlatego kupiliśmy kartę SIM 30 GB ważną przez 10 dni za 50 tys. kipów (niecałe 10 zł). W Wientian jest mnóstwo punktów sprzedających karty SIM, więc nie będziecie mieli problemów z ich znalezieniem.
Posągi Buddy na terenie kompleksu Wat That Luang.
Fontanna w Parku Namphou (bardziej przypomina on skwer, niż park).
Co warto zobaczyć w Wientian?
Pagoda Wat That Luang
Najważniejsze miejsce kultu religijnego w całym Laosie oraz symbol laotańskiej tożsamości narodowej. Jest to najbardziej znany zabytek Wientian, który widnieje na banknotach laotańskich o nominałach: 1 tys., 5 tys., 10 tys. i 100 tys. kipów. Według legendy, we wnętrzu pagody znajdują się kości (miednica) Buddy. Informacja ta nigdy nie została zweryfikowana, mimo to podnosi rangę świątyni. Nazwę Wat That Luang można przetłumaczyć jako “wielka stupa”. Wzniesiono ją w 1566 roku, aczkolwiek w miejscu jej budowy odnaleziono pozostałości po znacznie starszym sanktuarium. Decyzję o powstaniu pagody podjął król Setthathirat, po tym jak przeniósł stolicę z Luang Prabang do Wientian. Świątynia ma bardzo burzliwą historię. Niszczono ją kilkukrotnie podczas różnych wojen, jednak za każdym razem była odbudowywana. Jej obecny wygląd, to efekt prac rekonstruktorskich przeprowadzonych po II wojnie światowej.
Złota Pagoda Wat That Luang w pełnej okazałości.
Brama prowadząca do Złotej Pagody.
Wat That Luang swoim kształtem przypomina 45-metrową piramidę składającą się z trzech poziomów. Najbardziej masywną częścią pagody jest jej podstawa o bokach mających długość 69 x 68 m. Wydaje się, że Wat That Luang jest zrobiona w całości ze złota, ale w rzeczywistości jedynie jej szczytowy fragment wykonano z tego szlachetnego kruszcu, natomiast resztę wyłącznie pomalowano na złoty kolor. Pagodę można zwiedzać w godzinach 8:00-17:00 (między 12:00, a 13:00 jest przerwa). Wejściówka kosztuje 30 tys. kipów, czyli niecałe 6 zł. Pagoda Wat That Luang jest częścią dużego kompleksu świątynnego. Warto zatrzymać się tu na dłużej, gdyż jest co oglądać np.: pomnik leżącego Buddy (wprawdzie nie jest tak duży, jak ten z Bangkoku, ale i tak prezentuje się okazale).
Wat That Luang to ogromny kompleks składający się z kilku oddzielnych świątyń.
Laotański leżący Budda.
Patuxay (Patuxai)
Pomnik wojenny w formie bramy/łuku triumfalnego leżący na końcu alei Lane Xang. Ze względu na swój wygląd nazywany bywa także Bramą Zwycięstwa lub Łukiem Triumfalnym Wientian. Obok Wat That Luang jest to druga najbardziej znana budowla stolicy, która stanowi również jej symbol. Budowę Patuxay rozpoczęto w 1957 roku, a prace teoretycznie zakończono w 1962 roku (taka data widnieje na tablicy pamiątkowej przymocowanej do pomnika, chociaż niektóre źródła podają rok 1969). Tak naprawdę, Patuxay nigdy nie ukończono w 100% i prawdopodobnie już tak zostanie na wieki z powodów finansowych. Bramę Zwycięstwa wzniesiono z betonu, który narodowi laotańskiemu podarowały Stany Zjednoczone na wybudowanie nowego portu lotniczego. Jak widać każdy ma swoje priorytety :)
Brama Patuxay będąca jednym z symboli Wientian.
Widok od strony fontanny.
Patuxay poświęcono żołnierzom laotańskim poległym podczas II wojny światowej oraz tym, którzy walczyli o odzyskanie niepodległości spod jarzma Francji (do 1954 roku Laos był francuskim protektoratem). Wprawdzie budowla ma charakterystyczne elementy dla stylu laotańskiego, mimo to jednoznacznie kojarzy się z Łukiem Triumfalnym z Paryża. Posiada ona pięć wieżyczek oraz cztery wejścia skierowane w główne strony świata. Sklepienie bramy ozdabiają wizerunki hinduskich bogów: Wisznu, Brahmy i Indry. Pomnik stanowi punkt widokowy, ale w momencie gdy go odwiedzaliśmy był akurat zamknięty. Patuxay wymaga pilnego remontu, bowiem lata świetności ma już dawno za sobą i prezentuje się dość obskurnie.
Ozdobne sklepienie Patuxay.
Brama Patuxay leżąca na końcu alei Lane Xang.
Wat Sisaket (Si Saket)
Dla przeciętnego turysty z Europy, wszystkie buddyjskie świątynie są do siebie podobne pod względem wyglądu. W przypadku Wat Sisaket jest jednak inaczej, co zresztą widać na pierwszy rzut oka. Dlaczego? Ponieważ w znacznym stopniu wykonano ją z drewna. Świątynię wzniesiono w I połowie XIX wieku za panowania króla Anouvonga. Podczas najazdu Tajów uległa częściowemu zniszczeniu. Odrestaurowali ją dopiero Francuzi w czasach kolonialnych. Współcześnie wciąż pełni funkcję religijną, ale w jej wnętrzu znajduje się również muzeum. Kompleks można zwiedzać w godzinach 8:00-17:00. Bilet wstępu kosztuje 30 tys. kipów (≈ 6 zł). Świątynia Wat Sisaket nie należy do największych, ale posiada za to specyficzny klimat, którego nie mają duże i bardziej znane sanktuaria. Wat Sisaket leży w pobliżu Muzeum Ho Phrakeo, oba te miejsca oddalone są od siebie o zaledwie 300 m.
Świątynia Wat Sisaket.
Posąg Buddy wewnątrz świątyni.
Muzeum Ho Phrakeo (Haw Phra Kaew)
W przeszłości była to najważniejsza świątynia w Wientian, a obecnie jest to muzeum. Wybudował ją król Setthathiratha w 1565 roku, po tym jak przeniósł stolicę Laosu do Wientian. Świątynię wzniesiono w jednym celu, mianowicie do przechowywania najświętszego posągu Szmaragdowego Buddy (tego tajskiego, który obecnie stoi w Wat Phra Kaew w Bangkoku). Z tego właśnie powodu, nazywano ją również Świątynią Szmaragdowego Buddy. Posąg znajdował się w niej aż do 1779 roku, kiedy to Tajowie najechali na Królestwo Laosu. Zniszczyli wtedy Haw Phra Kaew i zabrali ze sobą słynną rzeźbę. Świątynia została odbudowana, ale po pewnym czasie popadła ponownie w ruinę. Jej rekonstrukcji podjęli się dopiero Francuzi w latach 1936-1942 (wówczas Laos wchodził w skład Indochin Francuskich). Muzeum jest otwarte w godzinach 8:00-16:00, jednak pomiędzy godziną 12:00, a 13:00 trwa przerwa. Wejście jest płatne, bilet kosztuje 30 tys. kipów (≈ 6 zł). Wchodząc do świątyni otrzymuje się kilka świeczek do zapalenia w ofierze Buddzie. We wnętrzu muzeum obowiązuje całkowity zakaz robienia zdjęć.
Ho Phrakeo była w przeszłości najważniejszą świątynią w mieście. Obecnie mieści się tu muzeum.
Nagi broniące wejścia do muzeum.
Muzeum Ho Phrakeo leży tuż obok świątyni Wat Sisaket.
That Dam (Czarna Stupa)
Stara stupa leżąca na rondzie w centrum Wientian. Tak naprawdę, nie wiadomo, z którego wieku pochodzi, ale na pewno istniała już w I połowie XIX wieku. Czarna Stupa nie wygląda zbyt imponująco, jednak w przeszłości wzbudzała zachwyt, gdyż pokrywała ją warstwa złota. Według legendy, zamieszkuje w niej siedmiogłowy naga (potwór z mitologii hinduskiej), który rzekomo pomagał Laotańczykom w 1827 roku w czasie wojny z Syjamem (obecna Tajlandia). To właśnie Tajowie “obdarli” stupę ze złota, pozostawiając ceglaną konstrukcję, która z czasem zaczęła popadać w ruinę i w zasadzie pozostaje nią po dziś dzień (porasta ją mech i mniejsza roślinność).
Czarna Stupa That Dam, a właściwie to jej ruiny.
Co jeszcze zobaczyć w Wientian?
Oczywiście jest tu cała masa buddyjskich świątyń. Oprócz wyżej wspomnianych, na uwagę zasługuje Wat Si Muang. Jest to jedna z najbardziej kolorowych świątyń, jakie widzieliśmy podczas naszej 1,5-miesięcznej podróży. Sanktuarium wybudowano w XVI wieku. Według legendy, jego nazwa pochodzi od imienia kobiety zwanej Si Muang, którą złożono w ofierze na początku budowy świątyni. Ponadto w stolicy warto zobaczyć pomnik króla Anouvonga. Leży on przy drodze ciągnącej się wzdłuż Mekongu (Sithane Road). Wzniesiono go w 2010 roku z okazji 450. rocznicy założenia miasta Wientian. Oczywiście, nie mogło zabraknąć tu także nocnego marketu, który mieści się na brzegu Mekongu. Trzeba przyznać, że jest on o wiele większy i przyjemniejszy niż ten w Phnom Penh. W jego pobliżu, również nad rzeką, znajduje się wesołe miasteczko. Dodatkowo, sporo turystów będąc w Wientian decyduje się na odwiedzenie Buddha Park. Jest to ogród, w którym znajduje się ponad 200 posągów buddyjskich i hinduskich. Miejsce to oddalone jest od Wientian o około 25 km.
Świątynia Wat Si Muang.
Brama do kompleksu Wat Si Muang.
Ile czasu zostać w Wientian?
Podobnie jak w przypadku Phnom Penh, tak i w Wientian nie warto zatrzymywać się na dłużej niż jeden dzień. W mieście tym jest jeszcze mniej atrakcji niż w stolicy Kambodży, dlatego nie ma sensu szwendać się tu bez celu. Lepiej spożytkować ten czas jadąc do Vang Vieng, które leży w otoczeniu malowniczej przyrody.
KONIEC
Pozostałe wpisy z podróży po Azji Południowo-Wschodniej:
- Podróż do Azji Południowo-Wschodniej w porze deszczowej
- Tajlandia: co warto zobaczyć w Bangkoku?
- Kambodża: starożytne ruiny Angkor Wat | Bayon | Ta Prohm | Siem Reap
- Kambodża: jezioro Tonle Sap i pływająca wioska Kampong Phluk
- Kambodża: największe atrakcje Phnom Penh
- Laos: Vang Vieng, czyli laotańska mekka backpackersów
- Laos: Luang Prabang i wodospad Kuang Si
- Laos: wioska Nong Khiaw i dwudniowy trekking po dżungli