Jeśli chcecie spędzić aktywne wakacje na łonie natury, wydając przy tym jak najmniej pieniędzy, to zdecydowanie pomyślcie o spacerze wzdłuż polskiego wybrzeża. Linię brzegową potraktujcie jako szlak długodystansowy, którego długość dostosowuje się do waszych potrzeb. My zdecydowaliśmy się na wędrówkę z Kołobrzegu do Władysławowa, czyli dystans ok. 220 km. Był to mój drugi bałtycki trekking, kilka lat wcześniej udało mi się pokonać fragment ze Świnoujścia na Hel, czyli ok. 350 km.
W butach, czy na boso?
Prawie od samego początku, nie licząc pierwszych 3 godzin, maszerowaliśmy w obuwiu. Niektórzy pewnie zastanawiają się czemu nie na boso? Pokonując codziennie dystans kilkudziesięciu kilometrów, stopy dostają mocno w kość. Mogłoby się wydawać, że w końcu przyzwyczają się do piasku, jednak zapewniam Was, że tak nie jest! Najlepiej od razu ruszyć w jakimś wygodnym obuwiu. Pomimo wędrówki w butach i tak trzeba liczyć się z obtarciami i odciskami.
Prawdopodobnie każdy był kiedyś nad morzem, więc doskonale wie jak ciężko spaceruje się po plaży/piasku. Najwygodniej idzie się przy samym morzu, gdyż jest tam dość twardo, dzięki czemu można trochę podkręcić tempo marszu. Oczywiście my również tak wędrowaliśmy, jednak po dłuższym czasie okazało się, że nie jest to najwygodniejsze rozwiązanie. Czemu? Jest tam po prostu krzywo, przez co zaczyna boleć jedna noga. Zaczęliśmy więc urozmaicać swoją trajektorię ruchu, wędrowaliśmy raz wyżej, raz niżej.
Planowaliśmy wędrować wyłącznie plażą, jednak przedzieranie się przez tłumy plażowiczów w dużych kurortach nie należało do najprzyjemniejszych, a co gorsza zniechęcało do dalszej wędrówki. Przechodząc przez Mielno obiecaliśmy sobie, że ostatni raz władowaliśmy się na miejską plażę! Od tego momentu omijaliśmy większe skupiska ludzi. W niektórych momentach nasza trasa pokrywała się ze Szlakiem Nadmorskim, który ciągnie się wzdłuż całego polskiego wybrzeża. Jest on częścią europejskiego Dalekobieżnego Szlaku Pieszego E9. Szlakiem tym obchodziliśmy między innymi poligon wojskowy w Wicku Morskim, gdzie plaża jest niedostępna dla turystów (odcinek Jarosławiec-Ustka). Warto wspomnieć, że polski fragment szlaku E9 można pokonać również rowerem!
Noclegi
Wszystkie noclegi przespaliśmy w namiocie na dziko. Początkowo rozbijaliśmy się na plaży, jednak po drugiej nocy zmieniliśmy dotychczasową strategię. Dlaczego? Nawiedziła nas konkretna burza. Wiatr był na tyle silny, że uszkodził poważnie namiot, złamał się jeden pałąk (wcześniej był lekko pęknięty). Mało brakowało, a przebiłby tropik. Następnego dnia podjęliśmy próbę naprawy złamanej część, jednak bezskutecznie. Od tego momentu rozbijaliśmy namiot z jednym dłuższym i drugim krótszym pałąkiem! Dla bezpieczeństwa i świętego spokoju, kolejne obozowiska zakładaliśmy w nadmorskich lasach.
Pogoda
Pogoda jest jedną wielką niewiadomą nad naszym pięknym Bałtykiem. Jednego dnia mamy 30-stopniowy upał, a następnego silny sztorm, obfite opady deszczu i spadek temperatury o kilkanaście stopni. Oczywiście podobnie było i tym razem. Krótko mówiąc, doświadczyliśmy bardzo zmiennych warunków atmosferycznych. Przez pogodę mieliśmy chwile zwątpienia, ale na szczęście nie poddawaliśmy się i szliśmy dalej przed siebie. Planując wypad nad Bałtyk, pamiętajcie, że po burzy zawsze wychodzi słońce!
Ekwipunek
Staraliśmy się zabrać jak najmniej rzeczy, a i tak uzbierało się tego sporo. Każdy na swoich plecach dźwigał ponad 20-kilogramowy plecak. Oczywiście najwięcej ważyły rzeczy do spania – namiot, śpiwory i maty. Niezastąpioną częścią wyposażenia na takim wyjeździe, przynajmniej dla mnie, jest kuchenka turystyczna. Odkąd ją kupiłem, nigdzie się bez niej nie ruszam (nie ma to jak gorąca herbata z rana!). Kolejnymi rzeczami bez, których nie wyobrażam sobie nadmorskiej wędrówki są: ręcznik szybkoschnący z mikrofibry oraz ... PELERYNA. Kurtki przeciwdeszczowe są dobre, ale tylko na jakiś czas! Warto zaopatrzyć się w pelerynę na tyle dużą, żeby schować się pod nią wraz z plecakiem.
Prowiant
Jadłospis na mojej pierwszej bałtyckiej wędrówce był straszny! Składał się przede wszystkim z pasztetu i od czasu do czasu kebaba! Tym razem było znacznie lepiej, a to za sprawą kuchenki turystycznej. Codziennie jedliśmy coś ciepłego, na obiad był to zazwyczaj gotowy posiłek ze słoiczka zakupiony w jakimś lokalnym sklepie, a na śniadanie kaszkę/musli/owsiankę. Oczywiście od czasu do czasu wjechała też pizza :) Z uzupełnianiem zapasów nie było większych problemów. Polskie wybrzeże jest dobrze rozwinięte, dlatego nie warto kupować jedzenia na więcej niż 2 dni i go dźwigać, lepiej robić to na bieżąco. Niestety w tym roku, głównie ze względów pogodowych, nie zrobiliśmy ani jednego ogniska, a szkoda, bo mieliśmy dużą ochotę.
Podsumowanie
Krajobrazy nadmorskie dość szybko się nudzą, dlatego wędrówka wzdłuż wybrzeża staje się bardzo monotonna. Kilometry lecą naprawdę powoli. Po drodze mija się wiele ciekawych miejsc, jednak człowiek nie ma czasu oraz przede wszystkim sił na ich zwiedzanie. Każdą wolną chwilę woli wykorzystać na odpoczynek. Naszą wędrówkę planowaliśmy zakończyć na Helu, jednak z przyczyn zdrowotnych zakończyliśmy ją po ośmiu dniach we Władysławowie (jeden z uczestników miał problemy z kostką). Na zakończenie mała rada, jeśli chcecie przejść całe polskie wybrzeże to musicie mieć bardzo dużo samozaparcia, bez tego ani rusz. Osoby szybko odpuszczające będą mieć problem z motywacją, w szczególności gdy trafią na brzydką pogodę. Wędrówka wzdłuż Bałtyku jest idealnym pomysłem na wakacje przede wszystkim dla ludzi aktywnych lubiących długie spacery. Na początek warto spróbować przejść chociaż niewielki fragment, może się okazać, że złapiemy bakcyla i pociśniemy dalej :)
Najlepszymi pamiątkami z wyjazdu były znalezione bursztyny.